Klaus:
Przechadzałem się po wyrytych ścieżkach przez ludzkie stopy. Wpatrywałem się w niebo, jakbym miał tam dostrzec jej twarz, uśmiech. Po nocach ją widuję, jej cień. Czuję przyjemny zapach, który rozkosznie drażni moje nozdrza - jej zapach. Spoglądam w lustro i znowu ją widzę. Śmieje się, a gdy chcę jej dotknąć, cały obraz jakby nagle się rozmywał.
Idę tak bez końca, gdy w oczy rzuca mi się ogromy nagrobek. Siadam na ławeczce z marmuru, która znajduję się naprzeciwko niego. Smutnymi oczyma patrzę w szare zdjęcie mojej anielicy. Czyżby się uśmiechnęła, czy ponownie mam zwidy?
Minęło dokładnie pół wieku. Jeszcze drugie tyle i znów będziemy razem, myślę sobie na pocieszenie. Na grobie znajduję się mnóstwo kwiatów. Pamiętam jeszcze jej ostatnie słowa:
- Wspominając mnie - uśmiechnij się. Nie chcę, abyś smucił się, gdy tylko nasunę ci się na myśl. Gdy tylko mnie przywołasz lub pomyślisz o mnie, ja będę przy tobie. Zawsze bez względu na wszystko. - Zrobiła długą przerwę, która nadała jej dialogowi dramatyzmu. - I pamiętaj o jednym, ze względu na wszystko, kocham cię tak mocno, jak nie kochałam jeszcze nikogo. - Musnęła moją dłoń. - I jeszcze jedno. - W jej głosie można było odnaleźć nutkę zmęczenia i przerażenia. Cierpiała. - Proszę, nie umieraj. Żyj.
- Nie - odpowiedziałem lakonicznie. Spojrzała na mnie tym smutnym wzrokiem, który krył w sobie również radość. Dziwne. - Myślisz, że te sto lat nie będą dla mnie bolesne? O kimś takim, jak ty nie da się zapomnieć - nigdy.
Oddała mi swój ostatni uśmiech. Pochyliłem się nad nią i złożyłem na jej ustach czuły pocałunek, a gdy się podniosłem jej już nie było. Zostałem sam.
- Nie, Caroline, proszę! Caroline, kochanie, nie rób mi tego, nie odchodź! - błagałem krzycząc. - Słoneczko, kocham cię. Nie zostawiaj mnie! - Wylewałem swoje uczucia na marne, jej już nie było.
Rozpłakałem się jak małe dziecko. Wielka hybryda płacze! Patrzcie na mnie! Patrzcie na moje łzy! Patrzcie na moje cierpienie! Czerpcie z niej radość! Szydźcie ze mnie, róbcie, co chcecie! Życie nie ma już dla mnie największego sensu.
Pięćdziesiąt lat błąkania się po tym świecie bez żadnego zamiaru. Nie zabiłem ani razu. Żywiłem się tylko tym, co wykradłem z banku krwi. Po co mi to? Po co mi krew, gdy nie ma jej?
- Jeszcze pięćdziesiąt lat, kochanie, i znów będziemy razem. Tym razem na zawsze. - Pochyliłem się nad nagrobkiem i go pocałowałem. Podniosłem się i odszedłem w gęstą mgłę, która powiodła mnie w nieznane.
__________________
No więc tak, co mogę napisać? Pisząc to płakałam, nie tylko z powodu nieszczęścia Klausa, ale i również z tego, że to już koniec tego bloga. Dziękuję każdemu, kto wytrzymał ze mną ten długi czas, dokładnie rok. 30 marca mija rok odkąd zaczęłam pisać tego bloga. Oczywiście moja kariera się z tym nie kończy. Jak pewnie większość z was wie, mam jeszcze jednego bloga z opowiadaniem i planuje jeszcze dwa. :)
Ps: Prosiłabym, aby każdy z moich czytelników podpisałam się pod tym rozdziałem. Chciałabym wiedzieć ilu was jest i ilu to czytało. :*
piątek, 22 marca 2013
piątek, 8 marca 2013
50 Rozdział
Caroline:
Delikatnym ruchem zrzuciłam z siebie satynowy szlafrok. Ponownie i ponownie przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze. Wierzchem dłoni dotknęłam jednej z czerwonych plam, która znajdowała się na brzuchu. Momentalnie odsunęłam rękę. Zapiekło. Mocno zapiekło. To niemożliwe!, pomyślałam. Podniosłam z podłogi okrycie i założyłam je. Nie mogłam dłużej patrzeć na moje odpychające ciało. To stało się tak szybko; wczoraj wszystko było ze mną w porządku. Jest to absurdalne, jeżeli jako istota nadludzka nie tyle, że nie choruję, ale i nie mam żadnych niedoskonałości.
Co to może być?, zastanawiałam się, gdy usłyszałam, jak ktoś wchodzi do mieszkania. Klaus. Nie, nie mogę mu o tym powiedzieć. Możliwe, że to samo zniknie. Nie trzeba się niczym przejmować! A może wampiry mają tak, że jak zjedzą coś niewłaściwego, to pojawiają im się właśnie takie plamy? Co za głupoty! Pewnie, że nie! Teraz nie mam czasu się nad tym zastanawiać.
Wyszłam z łazienki i ruszyłam na przywitanie mojego ukochanego. Pocałował mnie w czoło, jak zwykle. Dawało mi to poczucie bezpieczeństwa.
- Co robiłaś, jak mnie nie było, słońce? - spytał. Jak zawsze, gdy był przy mnie, na jego twarzy pojawiał się uśmiech. Kto by pomyślał, że tak oziębła istota może kochać? - Nie nudziłaś się?
Usiadłam na skraju łóżka. Chciał zdjąć ze mnie szlafrok, ale natychmiastowo mu przerwałam. Nie mogłam mu się pokazać w takim stanie, co by sobie pomyślał? Pewnie od razu powiedział mi, że jest odrażająca i nie może być z kimś takim.
- Czytałam książkę, słuchałam muzyki, oglądałam telewizję. No wiesz, takie przyziemne sprawy. - Roześmiał się, a ja próbowałam mu zawtórować, jednak wyszedł z tego tylko okropny kaszel.
Klaus jednak nie zwrócił zbytnio uwagi. Ponownie złożył pocałunek na moim czole i oznajmił, że musi jeszcze wyjść. Ma zamówić stolik na naszą dzisiejszą kolację, chce mi coś ważnego ogłosić, coś co zaważy nad naszą przyszłością. Był podekscytowany. Czyżby chciał mi się zaręczyć?
Położyłam się na łóżku i skuliłam w kulkę. Zaczęłam zastanawiać się nad naszą przyszłością, jednak przerwało mi pukanie do drzwi. Wstałem i podeszłam do nich. Nie zastałam nikogo, oprócz małej paczuszki. Wzięłam ją w dłonie i wróciłam do pokoju.
Usiadłam na krześle i od razu zabrałam się za rozpakowywanie paczuszki, nie zważając na to, co tam znajdę. W środku znajdował się jakiś materiał i karteczka. Karteczka?, zdziwiłam się. Wzięłam ją do rąk i zaczęłam uważnie czytać. Z każdym kolejnym zdaniem płakałam coraz to bardziej gorzko i rzęsiście. Moje łzy mogły wywołać powódź...
Delikatnym ruchem zrzuciłam z siebie satynowy szlafrok. Ponownie i ponownie przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze. Wierzchem dłoni dotknęłam jednej z czerwonych plam, która znajdowała się na brzuchu. Momentalnie odsunęłam rękę. Zapiekło. Mocno zapiekło. To niemożliwe!, pomyślałam. Podniosłam z podłogi okrycie i założyłam je. Nie mogłam dłużej patrzeć na moje odpychające ciało. To stało się tak szybko; wczoraj wszystko było ze mną w porządku. Jest to absurdalne, jeżeli jako istota nadludzka nie tyle, że nie choruję, ale i nie mam żadnych niedoskonałości.
Co to może być?, zastanawiałam się, gdy usłyszałam, jak ktoś wchodzi do mieszkania. Klaus. Nie, nie mogę mu o tym powiedzieć. Możliwe, że to samo zniknie. Nie trzeba się niczym przejmować! A może wampiry mają tak, że jak zjedzą coś niewłaściwego, to pojawiają im się właśnie takie plamy? Co za głupoty! Pewnie, że nie! Teraz nie mam czasu się nad tym zastanawiać.
Wyszłam z łazienki i ruszyłam na przywitanie mojego ukochanego. Pocałował mnie w czoło, jak zwykle. Dawało mi to poczucie bezpieczeństwa.
- Co robiłaś, jak mnie nie było, słońce? - spytał. Jak zawsze, gdy był przy mnie, na jego twarzy pojawiał się uśmiech. Kto by pomyślał, że tak oziębła istota może kochać? - Nie nudziłaś się?
Usiadłam na skraju łóżka. Chciał zdjąć ze mnie szlafrok, ale natychmiastowo mu przerwałam. Nie mogłam mu się pokazać w takim stanie, co by sobie pomyślał? Pewnie od razu powiedział mi, że jest odrażająca i nie może być z kimś takim.
- Czytałam książkę, słuchałam muzyki, oglądałam telewizję. No wiesz, takie przyziemne sprawy. - Roześmiał się, a ja próbowałam mu zawtórować, jednak wyszedł z tego tylko okropny kaszel.
Klaus jednak nie zwrócił zbytnio uwagi. Ponownie złożył pocałunek na moim czole i oznajmił, że musi jeszcze wyjść. Ma zamówić stolik na naszą dzisiejszą kolację, chce mi coś ważnego ogłosić, coś co zaważy nad naszą przyszłością. Był podekscytowany. Czyżby chciał mi się zaręczyć?
Położyłam się na łóżku i skuliłam w kulkę. Zaczęłam zastanawiać się nad naszą przyszłością, jednak przerwało mi pukanie do drzwi. Wstałem i podeszłam do nich. Nie zastałam nikogo, oprócz małej paczuszki. Wzięłam ją w dłonie i wróciłam do pokoju.
Usiadłam na krześle i od razu zabrałam się za rozpakowywanie paczuszki, nie zważając na to, co tam znajdę. W środku znajdował się jakiś materiał i karteczka. Karteczka?, zdziwiłam się. Wzięłam ją do rąk i zaczęłam uważnie czytać. Z każdym kolejnym zdaniem płakałam coraz to bardziej gorzko i rzęsiście. Moje łzy mogły wywołać powódź...
Droga Caroline!
Minęło tylko kilka miesięcy, więc nie myśl sobie, że o tobie zapomniałam!
Jak się nie mylę, na twoim ciele powinny pojawić się czerwone plamki.
Nie martw się, jako jedyna mogłaś posiąść takie nieszczęście! Jesteś orginalna!
Ale do rzeczy. Pewnie zastanawiasz się, co to. Już wyjaśniam!
Te plameczki nie są przypadkiem. Moje arcydzieło! Prawda, że piękne?
Wystarczyło tylko trochę abrakadabra i ta da! Nie wróże Ci długiego życia, słońce.
Za dokładnie siedem dni będziesz tylko zgniłym ciałkiem, które nie będzie nic warte.
Jeżeli już się domyślasz, zostałaś otruta. Przeze mnie! Hura! Uśmiechnij się!
Dzięki mnie możliwe, że Klaus w końcu do mnie wróci, a czy to nie byłoby piękne?
Miłego tygodnia życia życzę. Wykorzystaj go porządnie, to twoja praca domowa.
Pozdrawiam,
Eliza (chociaż, że wolisz nazwę widmo)
Upadłam na kolana. Miękki dywan zamortyzował mój upadek. Całe ciało sparaliżowało mi cierpienie. Bialutka karteczka wypadła mi z ręki. To nie może być prawda! Umrę... Jaka ja byłam głupia! Przecież to było wiadome, że to widmo tak łatwo nie odpuści.
Gorzko zapłakałam.
Siedziałam w tej samej pozycji jeszcze przez kilka minut. Moje oczy były spuchnięte od płaczu, a serce przekrojone na kilka części. Wszystko było tak bardzo nieprawdopodobne.
Drzwi się otworzyły, a do pokoju wszedł uśmiechnięty Klaus. Biła od niego taka piękna radość. Czyżbym ja to sprawiała?
- Caroline! - krzyknął. Podbiegł do mnie i mocno przytulił. - Kochanie, co się stało?! - spytał zaniepokojony, jednak nie odpowiedziałam. - Caroline! Odezwij się!
Cały czas patrzyłam na karteczkę, która wywróżyła moją przyszłość. Liczyłam na wieczność z moim ukochanym. Klaus podążył za moim wzrokiem. Podniósł świstek papieru. Czytał go co chwilę na nowo. Jego mina wyrażała przerażenie.
- Zdejmij szlafrok - wyszeptał. Popatrzyłam na niego roztrzęsiona. - Teraz! Ściągaj! - krzyknął, jednak wiedziałam, że to tylko ze smutku, chodź przeraziłam się. Nie chciałam pokazywać mu mojego okropnego ciała, które jest pokryte odrażającymi czerwonymi plamami.
Mimo wszystko posłusznie wstałam. Patrzyłam na niego, po czym delikatnie zsunęłam okrycie. Chciałam zakryć moje nagie ciało czymkolwiek, ale Klaus mi nie pozwolił. Podszedł do mnie i delikatnie dotknął plamy, a ja syknęłam z bólu. Mój ukochany jednak nie baczył na moje jęki, tylko kucnął i pocałował jedną z nich, znajdowała się ona na brzuchu. Natychmiastowo się odsunęłam, chcąc jak najszybciej zabrać szlafrok i włożyć na siebie.
- Nie patrz na mnie! - krzyknęłam. - Jestem odrażająca!
Podszedł do mnie i przytulił w pasie, delikatnie. Nie czułam bólu, jedynie cierpienie psychiczne.
- Jesteś piękna... - wyszeptał, spuścił głowę. - Nie stracę cię, nie. Uratuję cię! Przeżyjesz!
- Już za późno. Możliwe, że to właśnie miało być moje przeznaczenie. - Starałam się sama do tego przekonać, jednak było to trudne. Klaus już chciał zaprzeczać, ale zatrzymałam go gestem dłoni. - Klaus, kochanie... - Łzy same poleciały mi z oczu.
- Jeżeli ty umrzesz... ja również. Nie będę mógł żyć bez ciebie. - W jego oczach było tak wiele cierpienia. Nigdy nie spodziewałam się usłyszeć takich słów od niego.
- Nie, nie umieraj. Żyj. Jeżeli ty zginiesz, to miliony wampirów również. Proszę cię, nie rób tego. Obiecaj mi to, że tego nie zrobisz. To moje jedyne życzenie. Zrób to dla mnie. - Nie panowałam nad łzami. - Żyj za nas obojga. Proszę, obiecaj mi to.
Spojrzał na mnie niedowierzająco.
- Mogę ci to obiecać, jednak poczekam sto lat, a potem dołączę do ciebie. Nie dam rady więcej, ale ty mi obiecaj, że będziesz nade mną czuwać, Caroline. Tak bardzo, słońce, nie chcę cię stracić... - Wtulił się w moje włosy i zaczął płakać, jak małe dziecko, któremu zabrało się zabawkę.
- Obiecuję.
________________________
I co wy na to? Mnie osobiście się podoba, czekam teraz tylko na wasze opinie. Jest to ostatni rozdział. Postaram się napisać w krótkim czasie epilog. Będę nad nim długo pracowała, by był idealny. Czekam na wasze komentarze. ;*
sobota, 23 lutego 2013
49 Rozdział
Klaus:
Obejmowałem moją ukochaną w pasie, swoją głowę opierała o moje ramię. Szliśmy powoli, jednak były to wspaniałe chwile przed koszmarem, który nadchodził z każdą sekundą, każdym podmuchem wiatru i biciem serca. Modliłem się w duchu, aby nie doszło do najgorszego... aby moja Caroline nie postanowiła mnie opuścić na zawsze. Jej wściekłość jest nieobliczalna, wszędzie ma czuły punkt, przez co łatwo ją nie tyle co zdenerwować, ale zasmucić i zepchnąć do najgłębszego dołu, gdzie jej serce będzie się łamało na jak najmniejsze kawałki, a gdy powróci do poprzedniej formy, znów się rozpadnie.
Obok nas przebiegały wesołe dzieci, a za nimi podążały matki, które ochoczo rozmawiały o tym, co ostatnio wydarzyło się w ich życiu, przy czym narzekały na swoich małżonków, którym nic nie chce się robić.
- Usiądziemy? - spytałem ukochanej, wskazując na zieloną ławeczką. Usiedliśmy i rozłożyłem ramiona, by przyjąć w nich Caroline, jednak ona wyprostowała się i ściskając spódnicę w dłoniach, spojrzała na mnie łagodnym wzrokiem.
- Klaus, więc miałeś mi coś powiedzieć, jeśli się nie mylę. - Na te słowa od razu spuściłem głowę. - Kochanie, proszę cię, nie zwlekaj z tym, wtedy będzie gorzej. Powiedz to, co masz mi do powiedzenia i odstawmy to na półkę, dobrze? - Przełknąłem ślinę. - Boisz się... Klaus, co się stało? - Nie odpowiadałem. - Klaus! - Milczałem jak zaklęty. - Klaus, mów! Pójdę sobie i więcej mnie już nie zobaczysz, jeżeli się w tej chwili nie odezwiesz do mnie!
- Gdyby to było takie proste, Caroline, moja kochana Caroline, taka piękna i niezwykła, taka krucha. - Pogłaskałem ją po policzku. - Tyle lat już chodzę po tym świecie, jednak nigdy nie zaznałem tak silnego uczucia, jakie czuję do ciebie. Dlatego przemyślałem wszystko i jestem pewien, że chcę z tobą spędzić całe życia, ale nie mogę od ciebie, piękna, tyle wymagać.
Spojrzała na mnie niezrozumiałym wzrokiem.
- Klaus, o co ci chodzi? Nic z tego nie rozumiem... - Pokręciła głową. Była przerażona.
- Moje serce, moja duszo... Och! Czemu, do cholery, to takie trudne! - Podniosłem głos, wstając w tym samym czasie z ławki. Oczy ludzi zostały skierowane na mnie. - Caroline, żywisz się tak, jak ja chcę, a to tylko dlatego, że ja tego chcę. Opuściłaś przyjaciół, bowiem ja tego chciałem! Zostawiłaś matkę, samą, bo tego chciałem! Straciłaś życie towarzyskie, jedynie zadajesz się z tymi osobami, z którymi pozwolę ci wyjść! Trzymam cię pod kluczem, myślę o tobie, jak o moim wielkim skarbie, mojej własności. Ale wiem to, wiem to na sto procent, że przyjdzie kiedyś czas, że zbuntujesz się i nie będziesz chciała już być dalej ze mną. Oskarżysz mnie o to, że się mną zauroczyłaś, a ja to wykorzystałem i nie pozwalałam na nic, że trzymałem cię tylko przy sobie, odcinając od świata, od ludzi. - W jej oczach pojawiły się łzy. Ja nie mówiłem, krzyczałem. - Caroline! Odejdź ode mnie, póki masz czas! Odejdź od tej wstrętnej, odrażającej, samolubnej hybrydy! Uciekaj, nie trać wieczności! Kiedyś sama zadasz sobie to pytanie, czemu dalej ze mną jesteś i odejdziesz, odejdziesz tak po prostu. Nie chcę byś potem cierpiała, więc odejdź, teraz.
Patrzyła tak na mnie przez długi czas, a z jej oczu wypływały tony łez. Nie ruszaliśmy się z miejsc, dopóki ona sama się nie podniosła. Podeszła do mnie ostrożnie, z dystansem, kładąc swoje delikatne dłonie na moich policzkach.
- I myślisz, że potrafiłabym tak po prostu odpuścić sobie z miłości mojego życia? - spytała przez łzy. - Myślisz, że powiesz tak, a ja ucieknę skulona, nie walcząc o to, co kocham? Nie, kochany, mylisz się. Nie odpuszczę sobie, będę z tobą na wieczność, póki ktoś nie wbije mi jakiegoś ostrego kołka w moje serce, które kruszy się pod twoimi słowami, Niklaus'ie. Skrzywdzisz mnie wtedy, gdy pozwolisz mi tak po prostu odejść. Będę twoim widmem, cieniem do końca. - Wymawiała te słowa z odwagę, szczerością. W jej oczach można było dojrzeć iskierki.
- Utrudniasz tylko sprawę - wyszeptałem, jednak ona mnie nie słuchała. Pocałowała mnie delikatnie, spokojnie, jednak gwałtownie. Poczułem w ustach jej słone łzy, ale były one dla mnie tylko czystą rozkoszą, gdy łączyły się ze słodkimi, miękkimi ustami. - Uwierz, że to się nie uda.
- Uwierz, że to się uda. Uwierz w to, kochany, uwierz. Tylko o to cię proszę, daj nam szansę. Wiesz czemu tak po prostu to wszystko, co miałam, tak prosto odrzuciłam? - Wpatrywałem się w nią wyczekująco. - Bo cię nie tyle co kocham, ale pragnę tworzyć moje całe życie od początku z tobą, moją miłością. - Przejechała dłonią po moich włosach. - Teraz mi wierzysz?
- Niech i tak będzie.
_______________________
I jak się podoba? Mi, muszę to przyznać, nawet bardzo. Odnalazłam w sobie wenę. Pisałam to przy piosenkach ze ,,Sweeney Todd...". ;d Liczę na wasze komentarze. ;*
Obejmowałem moją ukochaną w pasie, swoją głowę opierała o moje ramię. Szliśmy powoli, jednak były to wspaniałe chwile przed koszmarem, który nadchodził z każdą sekundą, każdym podmuchem wiatru i biciem serca. Modliłem się w duchu, aby nie doszło do najgorszego... aby moja Caroline nie postanowiła mnie opuścić na zawsze. Jej wściekłość jest nieobliczalna, wszędzie ma czuły punkt, przez co łatwo ją nie tyle co zdenerwować, ale zasmucić i zepchnąć do najgłębszego dołu, gdzie jej serce będzie się łamało na jak najmniejsze kawałki, a gdy powróci do poprzedniej formy, znów się rozpadnie.
Obok nas przebiegały wesołe dzieci, a za nimi podążały matki, które ochoczo rozmawiały o tym, co ostatnio wydarzyło się w ich życiu, przy czym narzekały na swoich małżonków, którym nic nie chce się robić.
- Usiądziemy? - spytałem ukochanej, wskazując na zieloną ławeczką. Usiedliśmy i rozłożyłem ramiona, by przyjąć w nich Caroline, jednak ona wyprostowała się i ściskając spódnicę w dłoniach, spojrzała na mnie łagodnym wzrokiem.
- Klaus, więc miałeś mi coś powiedzieć, jeśli się nie mylę. - Na te słowa od razu spuściłem głowę. - Kochanie, proszę cię, nie zwlekaj z tym, wtedy będzie gorzej. Powiedz to, co masz mi do powiedzenia i odstawmy to na półkę, dobrze? - Przełknąłem ślinę. - Boisz się... Klaus, co się stało? - Nie odpowiadałem. - Klaus! - Milczałem jak zaklęty. - Klaus, mów! Pójdę sobie i więcej mnie już nie zobaczysz, jeżeli się w tej chwili nie odezwiesz do mnie!
- Gdyby to było takie proste, Caroline, moja kochana Caroline, taka piękna i niezwykła, taka krucha. - Pogłaskałem ją po policzku. - Tyle lat już chodzę po tym świecie, jednak nigdy nie zaznałem tak silnego uczucia, jakie czuję do ciebie. Dlatego przemyślałem wszystko i jestem pewien, że chcę z tobą spędzić całe życia, ale nie mogę od ciebie, piękna, tyle wymagać.
Spojrzała na mnie niezrozumiałym wzrokiem.
- Klaus, o co ci chodzi? Nic z tego nie rozumiem... - Pokręciła głową. Była przerażona.
- Moje serce, moja duszo... Och! Czemu, do cholery, to takie trudne! - Podniosłem głos, wstając w tym samym czasie z ławki. Oczy ludzi zostały skierowane na mnie. - Caroline, żywisz się tak, jak ja chcę, a to tylko dlatego, że ja tego chcę. Opuściłaś przyjaciół, bowiem ja tego chciałem! Zostawiłaś matkę, samą, bo tego chciałem! Straciłaś życie towarzyskie, jedynie zadajesz się z tymi osobami, z którymi pozwolę ci wyjść! Trzymam cię pod kluczem, myślę o tobie, jak o moim wielkim skarbie, mojej własności. Ale wiem to, wiem to na sto procent, że przyjdzie kiedyś czas, że zbuntujesz się i nie będziesz chciała już być dalej ze mną. Oskarżysz mnie o to, że się mną zauroczyłaś, a ja to wykorzystałem i nie pozwalałam na nic, że trzymałem cię tylko przy sobie, odcinając od świata, od ludzi. - W jej oczach pojawiły się łzy. Ja nie mówiłem, krzyczałem. - Caroline! Odejdź ode mnie, póki masz czas! Odejdź od tej wstrętnej, odrażającej, samolubnej hybrydy! Uciekaj, nie trać wieczności! Kiedyś sama zadasz sobie to pytanie, czemu dalej ze mną jesteś i odejdziesz, odejdziesz tak po prostu. Nie chcę byś potem cierpiała, więc odejdź, teraz.
Patrzyła tak na mnie przez długi czas, a z jej oczu wypływały tony łez. Nie ruszaliśmy się z miejsc, dopóki ona sama się nie podniosła. Podeszła do mnie ostrożnie, z dystansem, kładąc swoje delikatne dłonie na moich policzkach.
- I myślisz, że potrafiłabym tak po prostu odpuścić sobie z miłości mojego życia? - spytała przez łzy. - Myślisz, że powiesz tak, a ja ucieknę skulona, nie walcząc o to, co kocham? Nie, kochany, mylisz się. Nie odpuszczę sobie, będę z tobą na wieczność, póki ktoś nie wbije mi jakiegoś ostrego kołka w moje serce, które kruszy się pod twoimi słowami, Niklaus'ie. Skrzywdzisz mnie wtedy, gdy pozwolisz mi tak po prostu odejść. Będę twoim widmem, cieniem do końca. - Wymawiała te słowa z odwagę, szczerością. W jej oczach można było dojrzeć iskierki.
- Utrudniasz tylko sprawę - wyszeptałem, jednak ona mnie nie słuchała. Pocałowała mnie delikatnie, spokojnie, jednak gwałtownie. Poczułem w ustach jej słone łzy, ale były one dla mnie tylko czystą rozkoszą, gdy łączyły się ze słodkimi, miękkimi ustami. - Uwierz, że to się nie uda.
- Uwierz, że to się uda. Uwierz w to, kochany, uwierz. Tylko o to cię proszę, daj nam szansę. Wiesz czemu tak po prostu to wszystko, co miałam, tak prosto odrzuciłam? - Wpatrywałem się w nią wyczekująco. - Bo cię nie tyle co kocham, ale pragnę tworzyć moje całe życie od początku z tobą, moją miłością. - Przejechała dłonią po moich włosach. - Teraz mi wierzysz?
- Niech i tak będzie.
_______________________
I jak się podoba? Mi, muszę to przyznać, nawet bardzo. Odnalazłam w sobie wenę. Pisałam to przy piosenkach ze ,,Sweeney Todd...". ;d Liczę na wasze komentarze. ;*
czwartek, 31 stycznia 2013
48 Rozdział
Caroline:
Gorąca woda pozwoliła mi rozluźnić mięśnie. Byłam zmęczona i jedyne na co teraz miałam ochotę to sen. Przez całą noc rozmawiałam, lecz można by to nazwać śmieszną kłótnią, z Klausem o tym, czy w środku czekoladki, pomiędzy pianką, znajduje się galaretka, czy pianka czekoladowa. Ustaliliśmy, że jest to galaretka czekoladowa. Nie pamiętam, jak to się zaczęło, jednak teraz było to dla mnie mało ważne.
Włożyłam na siebie koszulę nocną na ramiączkach i wyszłam z łazienki. Pokierowałam się w stronę dużego łóżka i wygodnie ułożyłam się w ramionach ukochanego. Zaczął coś mruczeć pod nosem, jednak go nie słuchałam. Marzenie o błogim śnie było na wyciągnięcie dłoni, a więc sięgnęłam po nie. Morfeusz zabrał mnie do krainy snów i błogiego odpoczynku.
Poczułam na ramieniu jakiś dotyk. Okryłam się szczelniej kołdrą, tym samym dając znać, żeby ten ktoś, kto mnie budzi dał mi spokój. Nie zadziałało. Zimno ogarnęło moje ciało, a miękkie usta przemieszczały się po całej górnej partii mojego ciała.
- Klaus, chcę spać - wyszeptałam zaspanym głosem. - Idź sobie! - W odpowiedzi usłyszałem męski, i tak dobrze mi znany, śmiech. - Nie żartuję! Rzucę na ciebie klątwę!
- Za późno na to, jestem już zaczarowany. Twoja uroda owinęła mnie wokół swojego palca i nie chce wypuścić. Ale mnie to nie przeszkadza. - Ponownie się zaśmiał. - Dalej śpiochu, wstawaj! Jest już pierwsza popołudniu!
Na te słowa od razu się podniosła i, na moje nieszczęście, jak i Klausa, uderzyłam się w jego szczękę. Przeturlałam się przez ogromne łoże i wylądowałam na zimnej, drewnianej podłodze.
- Księżniczko, nic ci nie jest? - Klaus wychylił się z nad łóżka i spojrzał na mnie czułym wzrokiem.
- A jak myślisz? - Chciałam wstać, jednak ponownie upadłam na ziemię. - Może, no wiesz, pomożesz?! - Spojrzałam na niego surowym wzrokiem, gdyż zaczął się ze mnie głośno śmiać.
Mój ukochany zgrabnym ruchem ześlizgnął się z łóżka. Stanął nade mną. Popatrzyłam się na niego. Był wysoki, umięśniony i przystojny - ideał dla każdej kobiety! Mogłam być dumna, że mam kogoś takiego, jak on. Podał mi dłoń. Chwyciłam ją, a on podniósł mnie do pionu. Zarzuciłam mu ręce na szyi, na co zareagował mruknięciem. Objął mnie w tali i pocałował. Gdy się oderwał, oblizałam kusząco wargi.
Jednak nasze czułości przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęłam. Do naszego pokoju wparowała sprzątaczka. Momentalnie oderwałam się od Klausa. Spojrzałam na niego; wyglądał jak dziecko, które nie dostało cukierka. - Nie smuć się, kotku. Chodź pójdziemy na spacer, ale najpierw się ubiorę. - Pocałowałam go w nosek.
- Chcesz coś do jedzenia? - spytał.
- Nie jestem głodna! - krzyknęłam z łazienki.
Klaus:
Zszedłem na dół do jadalni. Wiedziałem, że będę musiał długo czekać, za nim Caroline będzie gotowa, dlatego postanowiłem zjeść lunch za mnie i za nią. Przynajmniej się nie zmarnuje...
Usiadłem na jednym z krzeseł i zabrałem się za jedzenie. Była to zwykła zupa i drugie danie, gdyż moja księżniczka nie chciała ciągle jeść, jak to ona nazwała, wymyślnych dań. Nie sprzeczałem się. Od niepamiętnych czasów mój lunch wyglądał tak, jak ten tu leżący na stole.
Wziąłem pierwszy kęs do ust, lecz ledwo go połknąłem. Nie wiedziałem, czy się zgodzi. Bałem się. Jeżeli Caroline powie nie, to co wtedy? Zostanę ośmieszony i to przy wszystkich!
Pół godziny później moja ukochana była na dole.
- Gotowa? Szybko, jak na ciebie - zaśmiałem się.
- Najwyraźniej coś się zmieniło. No dobrze, idziemy? - spytała, a na jej twarzy ukazał się przepiękny uśmiech.
- Oczywiście.
Podszedłem do niej i chwyciłem za dłoń. Wspólnie wyszliśmy z mieszkania.
- Caroline, chciałbym cię zabrać dziś na kolację, gdyż mam ci coś ważnego do powiedzenia, jednak nie wiem, czy się zgodzisz. Pójdziesz ze mną? - spytałem.
- Tak. Lecz na co miałabym się nie zgodzić?
- Zobaczysz. - Pocałowałem ją w czoło.
________________________
Rozdział krótki, za co przepraszam, ale nie miałam weny, gdyż nie wiedziałam, co napisać w tym rozdziale, ponieważ musiałam zacząć jakoś to, co planuje. Liczę, że mi wybaczycie. ;**
Ps: Jeżeli jesteś fanem Harry'ego Potter'a, to zapraszam na bloga mojej koleżanki: http://ginny-weasley-i-draco.blogspot.com
Jest to opowiadanie o Draco i Ginny. Polecam. ;)
Gorąca woda pozwoliła mi rozluźnić mięśnie. Byłam zmęczona i jedyne na co teraz miałam ochotę to sen. Przez całą noc rozmawiałam, lecz można by to nazwać śmieszną kłótnią, z Klausem o tym, czy w środku czekoladki, pomiędzy pianką, znajduje się galaretka, czy pianka czekoladowa. Ustaliliśmy, że jest to galaretka czekoladowa. Nie pamiętam, jak to się zaczęło, jednak teraz było to dla mnie mało ważne.
Włożyłam na siebie koszulę nocną na ramiączkach i wyszłam z łazienki. Pokierowałam się w stronę dużego łóżka i wygodnie ułożyłam się w ramionach ukochanego. Zaczął coś mruczeć pod nosem, jednak go nie słuchałam. Marzenie o błogim śnie było na wyciągnięcie dłoni, a więc sięgnęłam po nie. Morfeusz zabrał mnie do krainy snów i błogiego odpoczynku.
Poczułam na ramieniu jakiś dotyk. Okryłam się szczelniej kołdrą, tym samym dając znać, żeby ten ktoś, kto mnie budzi dał mi spokój. Nie zadziałało. Zimno ogarnęło moje ciało, a miękkie usta przemieszczały się po całej górnej partii mojego ciała.
- Klaus, chcę spać - wyszeptałam zaspanym głosem. - Idź sobie! - W odpowiedzi usłyszałem męski, i tak dobrze mi znany, śmiech. - Nie żartuję! Rzucę na ciebie klątwę!
- Za późno na to, jestem już zaczarowany. Twoja uroda owinęła mnie wokół swojego palca i nie chce wypuścić. Ale mnie to nie przeszkadza. - Ponownie się zaśmiał. - Dalej śpiochu, wstawaj! Jest już pierwsza popołudniu!
Na te słowa od razu się podniosła i, na moje nieszczęście, jak i Klausa, uderzyłam się w jego szczękę. Przeturlałam się przez ogromne łoże i wylądowałam na zimnej, drewnianej podłodze.
- Księżniczko, nic ci nie jest? - Klaus wychylił się z nad łóżka i spojrzał na mnie czułym wzrokiem.
- A jak myślisz? - Chciałam wstać, jednak ponownie upadłam na ziemię. - Może, no wiesz, pomożesz?! - Spojrzałam na niego surowym wzrokiem, gdyż zaczął się ze mnie głośno śmiać.
Mój ukochany zgrabnym ruchem ześlizgnął się z łóżka. Stanął nade mną. Popatrzyłam się na niego. Był wysoki, umięśniony i przystojny - ideał dla każdej kobiety! Mogłam być dumna, że mam kogoś takiego, jak on. Podał mi dłoń. Chwyciłam ją, a on podniósł mnie do pionu. Zarzuciłam mu ręce na szyi, na co zareagował mruknięciem. Objął mnie w tali i pocałował. Gdy się oderwał, oblizałam kusząco wargi.
Jednak nasze czułości przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęłam. Do naszego pokoju wparowała sprzątaczka. Momentalnie oderwałam się od Klausa. Spojrzałam na niego; wyglądał jak dziecko, które nie dostało cukierka. - Nie smuć się, kotku. Chodź pójdziemy na spacer, ale najpierw się ubiorę. - Pocałowałam go w nosek.
- Chcesz coś do jedzenia? - spytał.
- Nie jestem głodna! - krzyknęłam z łazienki.
Klaus:
Zszedłem na dół do jadalni. Wiedziałem, że będę musiał długo czekać, za nim Caroline będzie gotowa, dlatego postanowiłem zjeść lunch za mnie i za nią. Przynajmniej się nie zmarnuje...
Usiadłem na jednym z krzeseł i zabrałem się za jedzenie. Była to zwykła zupa i drugie danie, gdyż moja księżniczka nie chciała ciągle jeść, jak to ona nazwała, wymyślnych dań. Nie sprzeczałem się. Od niepamiętnych czasów mój lunch wyglądał tak, jak ten tu leżący na stole.
Wziąłem pierwszy kęs do ust, lecz ledwo go połknąłem. Nie wiedziałem, czy się zgodzi. Bałem się. Jeżeli Caroline powie nie, to co wtedy? Zostanę ośmieszony i to przy wszystkich!
Pół godziny później moja ukochana była na dole.
- Gotowa? Szybko, jak na ciebie - zaśmiałem się.
- Najwyraźniej coś się zmieniło. No dobrze, idziemy? - spytała, a na jej twarzy ukazał się przepiękny uśmiech.
- Oczywiście.
Podszedłem do niej i chwyciłem za dłoń. Wspólnie wyszliśmy z mieszkania.
- Caroline, chciałbym cię zabrać dziś na kolację, gdyż mam ci coś ważnego do powiedzenia, jednak nie wiem, czy się zgodzisz. Pójdziesz ze mną? - spytałem.
- Tak. Lecz na co miałabym się nie zgodzić?
- Zobaczysz. - Pocałowałem ją w czoło.
________________________
Rozdział krótki, za co przepraszam, ale nie miałam weny, gdyż nie wiedziałam, co napisać w tym rozdziale, ponieważ musiałam zacząć jakoś to, co planuje. Liczę, że mi wybaczycie. ;**
Ps: Jeżeli jesteś fanem Harry'ego Potter'a, to zapraszam na bloga mojej koleżanki: http://ginny-weasley-i-draco.blogspot.com
Jest to opowiadanie o Draco i Ginny. Polecam. ;)
poniedziałek, 21 stycznia 2013
47 Rozdział
Klaus:
Jechałem taksówką do mojej rezydencji, którą kupiłem miesiąc temu. Razem z Caroline zamieszkaliśmy w Unxcept*.
Rzęsisty deszcz był już nużący. Padało od samego rana! Na całe szczęście jestem już w domu. Wszedłem do środka, gdzie powitała mnie moja ukochana namiętnym pocałunkiem, który odwzajemniłem z tym samy zaangażowaniem, co ona. W końcu możemy żyć normalnie, bez tych haniebnych idiotów! Co dnia przypominał mi się dzień, kiedy wściekłem się na nią; zachowałem się wówczas jak ostatni dupek! Pragnąłem dać jej szczęście, gdyż je zabrałem, lecz ona mówi mi, co dnia, że teraz dopiero je poczuła.
- Dlaczego nie było cię tak długo? - spytała z wyraźnym oburzeniem. Dopiero teraz zauważyłem, że jest owinięta białym ręcznikiem, a jej blond włosy były mokre. - Niedługo wychodzimy.
- Przepraszam, miałem dużo do załatwienia, księżniczko. - Pocałowałem ją.
- Nie chcę znowu się spóźniać! Niedawno tu zamieszkaliśmy - powiedziała. Na jej twarzy pokazał się grymas niezadowolenia. - Państwo Black będą mieli pretensję, że to już drugi raz! - Pokazała mi dwa palce.
- Drugi? - spytałem zaskoczony. - Nie przypominam sobie, abyśmy odwiedzali ich wcześniej.
- Kate zaprosiła mnie na spotkanie dla kobiet. Mówiłam ci o tym! Nie pamiętasz?! - Podniosłem ręce w geście obronnym. - Nieważne... Więc przyszłam pół godziny później! Wiesz, co to oznacza?! To okropne! Musimy pokazać się z lepszej strony. - Caroline zaczęła mówić o kulturze i manierach, jednak mnie to nudziło. Jak to jest, że jestem od niej starszy o tak wiele, a ona mówi mi o takich rzeczach!
Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem, dzięki czemu przestała już paplać; kocham jak ,,papla", jednak jej usta są jak magnez!
- Dobrze, jeszcze raz przepraszam. A teraz idź, kochanie, się ubierz, bo sprzątaczki się gapią - wyszeptałem jej na ucho. - Nie przejmuj się, przecież dla nich nagość kobieca to nic! Same nimi są!
Zaśmiałem się widząc minę mojej ukochanej. Była przerażona, lecz szybko się pozbierała. Poprawiła ręcznik i wybiegła na górę. Nawet nie wiedziała, kiedy została przeze mnie obnażona! Aż tak na nią wpływam?
Zszedłem do piwnicy, albo jak to nazywa Caroline - lochów. Byłem głodny, a na przyjęciu muszę być najedzony, by nie rzucić się na ludzi. Chodź mogłoby być to całkiem zabawne... Hym. Przemyślę to!
Zdjąłem ze ściany, a dokładnie z haczyka, klucze. Przeszedłem wzdłuż, by wybrać swój posiłek. Padło na brunetkę o małych oczach i dużym nosie. Nie była zbyt urodziwa, więc nikt nie będzie za nią tęsknił.
Widząc, że idę w jej stronę, zaczęła posuwać się do tyłu. Patrzyła na mnie tymi małymi oczętami, a było w nich tyle strachu.
- Zostaw... zostaw mnie - wychrypiała. - Nie rób mi krzywdy.
Gestem dłoni kazałem jej wstać. Posłusznie wykonała rozkaz. Chwyciłem ją za podbródek, dość boleśnie, i przyciągnąłem jej twarz blisko mojej. Nie zwracałem uwagi na odór, który pochodził od niej, jednak nie zamierzałem zjeść jej w takim stanie, no bo przecież jak by mi się coś stało?
- Gertrudo! - Zawołałem jedną ze służących.
Nie musiałem długo czekać. Byliśmy tu krótko, ale każda z nich nauczyła się, że jestem bardzo niecierpliwy, więc lepiej przychodzić szybko.
- Tak, panie? - Och, jak ja uwielbiam, gdy ktoś zwraca się do mnie ,,panie"! To takie piękne słowo!
Puściłem podbródek dziewczyny
- Umyj ją i daj jakieś czyste ubranie. - Widziałem na twarzy mojego dania ulgę, od razu dopowiedziałem: - Nie będę jadł czegoś brudnego i śmierdzącego. - Po ty słowach odszedłem.
Oczywiście wszystkie sprzątaczki są zahipnotyzowane, dzięki czemu mogą wiedzieć o wszystkim, co się tu dzieje, i mam pewność, że nikomu tego nie wyjawią.
Wolnym krokiem szedłem do garderoby, by znaleźć odpowiedni garnitur, jednak zatrzymał mnie głos Caroline dochodzący z naszej sypialni. Pokierowałem się tam niezwłocznie, by dowiedzieć się, czego moja anielica pragnie.
- Jestem do twoich usług, najdroższa. - Ucałowałem wierzch jej dłoni, gdy znalazłem się na miejscu.
- Oj, nie wygłupiaj się już, skarbie! - zaśmiała się. Ujrzałem na jej twarzy rumieńce. - Em... Wybrałam ci garnitur. Ubierz go.
Na naszym łożu znajdował się czarny garnitur z białą koszulą i szafirowym krawatem. Westchnąłem i podniosłem wszystko. Już miałem iść do łazienki, gdy sobie o czymś przypomniałem.
- Kochanie, będę jadł za chwilę. Nie chcesz? - spytałem. Caroline zaakceptowała to, jak jadam. Zresztą sama tak się żywi.
- Nie, dziękuje. Jadłam za nim przyszedłeś. - Posłała mi uśmiech, który mógł jedynie podniecać.
* Jest to zmyślona przeze mnie miejscowość.
_________________
Rozdział miał byś w weekend, za co przepraszam, jednak była u mnie na noc przyjaciółka, więc nie miałam, jak go napisać. Jednak mam nadzieję, że wybaczycie i spodoba wam się ten rozdział.
Jechałem taksówką do mojej rezydencji, którą kupiłem miesiąc temu. Razem z Caroline zamieszkaliśmy w Unxcept*.
Rzęsisty deszcz był już nużący. Padało od samego rana! Na całe szczęście jestem już w domu. Wszedłem do środka, gdzie powitała mnie moja ukochana namiętnym pocałunkiem, który odwzajemniłem z tym samy zaangażowaniem, co ona. W końcu możemy żyć normalnie, bez tych haniebnych idiotów! Co dnia przypominał mi się dzień, kiedy wściekłem się na nią; zachowałem się wówczas jak ostatni dupek! Pragnąłem dać jej szczęście, gdyż je zabrałem, lecz ona mówi mi, co dnia, że teraz dopiero je poczuła.
- Dlaczego nie było cię tak długo? - spytała z wyraźnym oburzeniem. Dopiero teraz zauważyłem, że jest owinięta białym ręcznikiem, a jej blond włosy były mokre. - Niedługo wychodzimy.
- Przepraszam, miałem dużo do załatwienia, księżniczko. - Pocałowałem ją.
- Nie chcę znowu się spóźniać! Niedawno tu zamieszkaliśmy - powiedziała. Na jej twarzy pokazał się grymas niezadowolenia. - Państwo Black będą mieli pretensję, że to już drugi raz! - Pokazała mi dwa palce.
- Drugi? - spytałem zaskoczony. - Nie przypominam sobie, abyśmy odwiedzali ich wcześniej.
- Kate zaprosiła mnie na spotkanie dla kobiet. Mówiłam ci o tym! Nie pamiętasz?! - Podniosłem ręce w geście obronnym. - Nieważne... Więc przyszłam pół godziny później! Wiesz, co to oznacza?! To okropne! Musimy pokazać się z lepszej strony. - Caroline zaczęła mówić o kulturze i manierach, jednak mnie to nudziło. Jak to jest, że jestem od niej starszy o tak wiele, a ona mówi mi o takich rzeczach!
Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem, dzięki czemu przestała już paplać; kocham jak ,,papla", jednak jej usta są jak magnez!
- Dobrze, jeszcze raz przepraszam. A teraz idź, kochanie, się ubierz, bo sprzątaczki się gapią - wyszeptałem jej na ucho. - Nie przejmuj się, przecież dla nich nagość kobieca to nic! Same nimi są!
Zaśmiałem się widząc minę mojej ukochanej. Była przerażona, lecz szybko się pozbierała. Poprawiła ręcznik i wybiegła na górę. Nawet nie wiedziała, kiedy została przeze mnie obnażona! Aż tak na nią wpływam?
Zszedłem do piwnicy, albo jak to nazywa Caroline - lochów. Byłem głodny, a na przyjęciu muszę być najedzony, by nie rzucić się na ludzi. Chodź mogłoby być to całkiem zabawne... Hym. Przemyślę to!
Zdjąłem ze ściany, a dokładnie z haczyka, klucze. Przeszedłem wzdłuż, by wybrać swój posiłek. Padło na brunetkę o małych oczach i dużym nosie. Nie była zbyt urodziwa, więc nikt nie będzie za nią tęsknił.
Widząc, że idę w jej stronę, zaczęła posuwać się do tyłu. Patrzyła na mnie tymi małymi oczętami, a było w nich tyle strachu.
- Zostaw... zostaw mnie - wychrypiała. - Nie rób mi krzywdy.
Gestem dłoni kazałem jej wstać. Posłusznie wykonała rozkaz. Chwyciłem ją za podbródek, dość boleśnie, i przyciągnąłem jej twarz blisko mojej. Nie zwracałem uwagi na odór, który pochodził od niej, jednak nie zamierzałem zjeść jej w takim stanie, no bo przecież jak by mi się coś stało?
- Gertrudo! - Zawołałem jedną ze służących.
Nie musiałem długo czekać. Byliśmy tu krótko, ale każda z nich nauczyła się, że jestem bardzo niecierpliwy, więc lepiej przychodzić szybko.
- Tak, panie? - Och, jak ja uwielbiam, gdy ktoś zwraca się do mnie ,,panie"! To takie piękne słowo!
Puściłem podbródek dziewczyny
- Umyj ją i daj jakieś czyste ubranie. - Widziałem na twarzy mojego dania ulgę, od razu dopowiedziałem: - Nie będę jadł czegoś brudnego i śmierdzącego. - Po ty słowach odszedłem.
Oczywiście wszystkie sprzątaczki są zahipnotyzowane, dzięki czemu mogą wiedzieć o wszystkim, co się tu dzieje, i mam pewność, że nikomu tego nie wyjawią.
Wolnym krokiem szedłem do garderoby, by znaleźć odpowiedni garnitur, jednak zatrzymał mnie głos Caroline dochodzący z naszej sypialni. Pokierowałem się tam niezwłocznie, by dowiedzieć się, czego moja anielica pragnie.
- Jestem do twoich usług, najdroższa. - Ucałowałem wierzch jej dłoni, gdy znalazłem się na miejscu.
- Oj, nie wygłupiaj się już, skarbie! - zaśmiała się. Ujrzałem na jej twarzy rumieńce. - Em... Wybrałam ci garnitur. Ubierz go.
Na naszym łożu znajdował się czarny garnitur z białą koszulą i szafirowym krawatem. Westchnąłem i podniosłem wszystko. Już miałem iść do łazienki, gdy sobie o czymś przypomniałem.
- Kochanie, będę jadł za chwilę. Nie chcesz? - spytałem. Caroline zaakceptowała to, jak jadam. Zresztą sama tak się żywi.
- Nie, dziękuje. Jadłam za nim przyszedłeś. - Posłała mi uśmiech, który mógł jedynie podniecać.
* Jest to zmyślona przeze mnie miejscowość.
_________________
Rozdział miał byś w weekend, za co przepraszam, jednak była u mnie na noc przyjaciółka, więc nie miałam, jak go napisać. Jednak mam nadzieję, że wybaczycie i spodoba wam się ten rozdział.
środa, 16 stycznia 2013
46 Rozdział
Caroline:
Spokojnie pakowałam moje i Klausa rzeczy. Starałam się nie myśleć o tym, co wydarzyło się wczoraj, tylko sycić się patrzeniem na mojego boga, który spał jak zabity. Czyżby aż tak bardzo zmęczył go wczorajszy dzień? Nie, nie możliwe.
Nigdzie nie mogłam znaleźć mojej kosmetyczki, a właśnie tam znajdowały się wszystkie kosmetyki, gdyż Klaus zdołał je schować.
Nie mogłam niczego znaleźć. Wszystko było porozrzucane, a niektóre rzeczy zepsute. Było tu jak w chlewie! Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z nieprzyjemnego bałaganu, jaki tu panuje. Jedyne czego pragnę - oprócz Klausa - to wynieść się stąd, jak najszybciej. Myślałam, że będzie tu miło, ale najwyraźniej się myliłam. Ameryko, chcę wrócić!
Już nie wzruszał mnie słodko śpiący Klausik. Podeszłam do niego i zaczęłam potrząsać jego ramieniem, lecz było to na nic. Długo trwało za nim posunęłam się do ostatniego i bardzo, dla mnie, niebezpiecznego kroku. Dałam mojemu ukochanemu z liścia, tak po prostu. Od razu się ocknął!
Poczułam na nadgarstku ogromny ból. Kolana ugięły się pode mną, przez co wylądowałam na zimnej podłodze. Klaus stał nade mną i patrzył na mnie władczo. Był zdenerwowany, bardzo.
- Dlaczego mnie budzisz, Caroline?! - warknął na mnie tak głośno i okropnie. Łzy zaczęły cieknąć mi po policzkach. - Czy ktoś ci na to pozwolił?! Nie! Nie dość, że muszę tolerować tych idiotów i zamartwiać się o CIEBIE, to ty jak by na złość mnie budzisz, a wiesz dobrze, że jestem zmęczony!
- Przepraszam, ja... Auu! Klaus, to boli! - Starałam się zepchnąć jego dłoń z mojego nadgarstka, ale wszystkie moje siły były zbyteczne. On jest za silny. - Zostaw mnie! - krzyczałam.
Moje krzyki, płacze i wszystko inne było na marne. Popchnął mnie. Siedziałam na ziemi cała zapłakana. Straciłam godność.
- Co ty sobie myślisz?! Nie dość, że muszę wysłuchiwać twoich głupich przyjaciół, to potem nie pozwalasz mi się nawet się wyspać! Jak śmiesz?! - krzyczał. - Rozbieraj się - warknął.
Zaśmiałam się gorzko.
- Tylko na to cię stać, kochany? Nie dajesz sobie radę z kobietą, i jedyne co potrafisz, to zgwałcić ją. - Nie bałam się teraz. Kochałam go, ale wiedziałam, że jeżeli teraz się poddam, to będzie tak zawsze. - Zrób ze mną, co chcesz, bo cię kocham, ale najpierw mnie wysłuchaj!
Milczał. Najwyraźniej takie posunięcie z mojej strony jakoś na niego, w magiczny sposób, zadziałało.
- Jak ja śmiem? - Ponownie z moich ust wydobył się zimny śmiech. - Posłuchaj mnie uważnie, ukochany. - Wstałam i podeszłam chwiejnym krokiem do stolika, na którym znajdowało się pudełko z papierosami. Wyciągnęłam jeden i zapaliłam. - Zostawiłam dla ciebie wszystko. Dom, matkę, przyjaciół, szkołę. Prawie zginęłam, gdy twoja ex mnie porwała. Wyjechałam z TOBĄ, bo myślałam, że będzie wspaniale. - Zaciągnęłam się papierosem, po czym wypuściłam kłęb dymu. - A ty nawet nie powiesz mi głupiego ,,dziękuje", tak jakby ci się to wszystko należało, jakbym była twoją cholerną własnością! Dziwką na zamówienie! - Ostatnie słowa wymawiałam z wielkim gniewem.
Dalej nic nie mówił. Wpatrywał się tylko w pusty punk. Zatkało go. Nie wiedział, co na to powiedzieć.
- Milczysz? - spytałam ostrym tonem. - Dobrze, mamy mnóstwo czasu. Całą wieczność!
Ruszył się. Podszedł do mnie. Chciał mnie objąć, ale go odtrąciłam.
- Przepraszam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Przecież cię kocham. Jak mogłem zachować się w stosunku do ciebie w taki sposób! - Mówił prawdę, czułam to. Byłam tego absolutnie pewna.
- Tak, jesteś. - Nie chciałam od razu mu wybaczać, a wiedziałam, że to zrobię. - Proszę cię o jedno, nie traktuj mnie jak przedmiot. - Te słowa wypowiedziałam łagodniejszym tonem. Poczułam się jak kobieta, prawdziwa kobieta, która walczy o szacunek ze strony mężczyzny. Nie jestem już tą samą pustą blondyną. Jestem Caroline, a nie blondi lub barbie.
- Jak mogę ci to wynagrodzić? - spytała. Schował głowę w moich włosach. Poczułam mokry płyn na szyi. Płakał. - Wybacz mi...
- Jak mogłabym ci nie wybaczyć? Przecież cię kocham! - Pogłaskałam go po głowie, jak małe dziecko. - Wyjedźmy stąd! Lećmy do Nowego Jorku, LA, Chicago! Wszędzie, byle w Ameryce!
Uniosłam jego głowę i pocałowałam go namiętnie. Nie potrafiłam się na niego długo złościć.
- Dla ciebie wszystko najdroższa!
Podniósł mnie tak, abym mogła opleść moje nogi wokół jego bioder. Zaczęła namiętnie go całować. Wierzyłam w każde jego słowa, i byłam pewna, że są prawdziwe. Teraz tylko pragnę zapomnieć o tym koszmarnym dniu i zrelaksować się upojnym seksem z nim.
_________________
Przepraszam, że długo nie pisałam, ale miałam urwanie głowy. Naprawię to i możecie się spodziewać rozdziału albo w sobotę lub w niedzielę. Liczę na liczne komentarze i kocham was za to, że ze mną wytrzymujecie! ;*****
Spokojnie pakowałam moje i Klausa rzeczy. Starałam się nie myśleć o tym, co wydarzyło się wczoraj, tylko sycić się patrzeniem na mojego boga, który spał jak zabity. Czyżby aż tak bardzo zmęczył go wczorajszy dzień? Nie, nie możliwe.
Nigdzie nie mogłam znaleźć mojej kosmetyczki, a właśnie tam znajdowały się wszystkie kosmetyki, gdyż Klaus zdołał je schować.
Nie mogłam niczego znaleźć. Wszystko było porozrzucane, a niektóre rzeczy zepsute. Było tu jak w chlewie! Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z nieprzyjemnego bałaganu, jaki tu panuje. Jedyne czego pragnę - oprócz Klausa - to wynieść się stąd, jak najszybciej. Myślałam, że będzie tu miło, ale najwyraźniej się myliłam. Ameryko, chcę wrócić!
Już nie wzruszał mnie słodko śpiący Klausik. Podeszłam do niego i zaczęłam potrząsać jego ramieniem, lecz było to na nic. Długo trwało za nim posunęłam się do ostatniego i bardzo, dla mnie, niebezpiecznego kroku. Dałam mojemu ukochanemu z liścia, tak po prostu. Od razu się ocknął!
Poczułam na nadgarstku ogromny ból. Kolana ugięły się pode mną, przez co wylądowałam na zimnej podłodze. Klaus stał nade mną i patrzył na mnie władczo. Był zdenerwowany, bardzo.
- Dlaczego mnie budzisz, Caroline?! - warknął na mnie tak głośno i okropnie. Łzy zaczęły cieknąć mi po policzkach. - Czy ktoś ci na to pozwolił?! Nie! Nie dość, że muszę tolerować tych idiotów i zamartwiać się o CIEBIE, to ty jak by na złość mnie budzisz, a wiesz dobrze, że jestem zmęczony!
- Przepraszam, ja... Auu! Klaus, to boli! - Starałam się zepchnąć jego dłoń z mojego nadgarstka, ale wszystkie moje siły były zbyteczne. On jest za silny. - Zostaw mnie! - krzyczałam.
Moje krzyki, płacze i wszystko inne było na marne. Popchnął mnie. Siedziałam na ziemi cała zapłakana. Straciłam godność.
- Co ty sobie myślisz?! Nie dość, że muszę wysłuchiwać twoich głupich przyjaciół, to potem nie pozwalasz mi się nawet się wyspać! Jak śmiesz?! - krzyczał. - Rozbieraj się - warknął.
Zaśmiałam się gorzko.
- Tylko na to cię stać, kochany? Nie dajesz sobie radę z kobietą, i jedyne co potrafisz, to zgwałcić ją. - Nie bałam się teraz. Kochałam go, ale wiedziałam, że jeżeli teraz się poddam, to będzie tak zawsze. - Zrób ze mną, co chcesz, bo cię kocham, ale najpierw mnie wysłuchaj!
Milczał. Najwyraźniej takie posunięcie z mojej strony jakoś na niego, w magiczny sposób, zadziałało.
- Jak ja śmiem? - Ponownie z moich ust wydobył się zimny śmiech. - Posłuchaj mnie uważnie, ukochany. - Wstałam i podeszłam chwiejnym krokiem do stolika, na którym znajdowało się pudełko z papierosami. Wyciągnęłam jeden i zapaliłam. - Zostawiłam dla ciebie wszystko. Dom, matkę, przyjaciół, szkołę. Prawie zginęłam, gdy twoja ex mnie porwała. Wyjechałam z TOBĄ, bo myślałam, że będzie wspaniale. - Zaciągnęłam się papierosem, po czym wypuściłam kłęb dymu. - A ty nawet nie powiesz mi głupiego ,,dziękuje", tak jakby ci się to wszystko należało, jakbym była twoją cholerną własnością! Dziwką na zamówienie! - Ostatnie słowa wymawiałam z wielkim gniewem.
Dalej nic nie mówił. Wpatrywał się tylko w pusty punk. Zatkało go. Nie wiedział, co na to powiedzieć.
- Milczysz? - spytałam ostrym tonem. - Dobrze, mamy mnóstwo czasu. Całą wieczność!
Ruszył się. Podszedł do mnie. Chciał mnie objąć, ale go odtrąciłam.
- Przepraszam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Przecież cię kocham. Jak mogłem zachować się w stosunku do ciebie w taki sposób! - Mówił prawdę, czułam to. Byłam tego absolutnie pewna.
- Tak, jesteś. - Nie chciałam od razu mu wybaczać, a wiedziałam, że to zrobię. - Proszę cię o jedno, nie traktuj mnie jak przedmiot. - Te słowa wypowiedziałam łagodniejszym tonem. Poczułam się jak kobieta, prawdziwa kobieta, która walczy o szacunek ze strony mężczyzny. Nie jestem już tą samą pustą blondyną. Jestem Caroline, a nie blondi lub barbie.
- Jak mogę ci to wynagrodzić? - spytała. Schował głowę w moich włosach. Poczułam mokry płyn na szyi. Płakał. - Wybacz mi...
- Jak mogłabym ci nie wybaczyć? Przecież cię kocham! - Pogłaskałam go po głowie, jak małe dziecko. - Wyjedźmy stąd! Lećmy do Nowego Jorku, LA, Chicago! Wszędzie, byle w Ameryce!
Uniosłam jego głowę i pocałowałam go namiętnie. Nie potrafiłam się na niego długo złościć.
- Dla ciebie wszystko najdroższa!
Podniósł mnie tak, abym mogła opleść moje nogi wokół jego bioder. Zaczęła namiętnie go całować. Wierzyłam w każde jego słowa, i byłam pewna, że są prawdziwe. Teraz tylko pragnę zapomnieć o tym koszmarnym dniu i zrelaksować się upojnym seksem z nim.
_________________
Przepraszam, że długo nie pisałam, ale miałam urwanie głowy. Naprawię to i możecie się spodziewać rozdziału albo w sobotę lub w niedzielę. Liczę na liczne komentarze i kocham was za to, że ze mną wytrzymujecie! ;*****
Subskrybuj:
Posty (Atom)